"Deep Throat" to jeden z mitów współczesnej pop kultury. Dziecko seksualnej rewolucji lat 60-tych na krótko wprowadził produkty pornograficzne na salony. Ten najbardziej dochodowy pornos świata stał się punktem zwrotnym w postrzeganiu seksu przez show biznes. Nic zatem dziwnego, że w końcu, ponad 30 lat po premierze, powstał film opowiadający o ludziach, którzy ten film zrobili i o fenomenie polityczno-społecznym, jakim się ten film stał.
Twórcy postarali się, żeby od strony formalnej dokument robił wrażenie. Jest zatem dynamiczny, świetnie zmontowany, znakomicie dopracowany. Udało im się także wpisać "Deep Throat" w pewien większy proces i całkiem nieźle ów proces opisać. Tak naprawdę jednak niewiele film wyjaśnia, niewiele odkrywa. Może dowiedziałem się co nieco o kulisach kręcenia DP, ale to akurat jest mało fascynujące. W zasadzie "Głęboko w gardle" zdaje się bazować na "Boogie Nights". W tle pobrzmiewa ta sama sentymentalna pieśń, że kiedyś twórcy pornosów mieli ambicje bycia filmowcami, z seksu uczynienia sztuki równej sztuce zabijania na ekranie, a teraz, za sprawą DVD i VHS, liczą się tylko pieniądze i szybkie numerki.
Kiedy jednak przymknie się na to oko, film może bawić, a to już coś.